Gardzienice

(30.03.2005)
Kilkanaście dni temu wybraliśmy się zespołowo (no, ostatecznie nie wszyscy dopisali…) do Gardzienic, czyli do wioseczki na Lubelszczyźnie, w której rezyduje słynny na cały świat Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice (www.gardzienice.art.pl). Z czego słynny? Przede wszystkim ze swoich spektakli, pokazywanych w różnych zakątkach globu. Jednym z głównych elementów tychże spektakli była zawsze niesamowita „muzyczność”, czyli w dużym uproszczeniu mówiąc – pieśni. Pieśni wykonywane niemal bez przerwy, bardzo żywiołowo, wręcz ekstatycznie, w organicznym powiązaniu z ruchem. Od kilku lat Gardzienice mają na warsztacie kulturę antycznej Grecji. Po „Metamorfozach” Apulejusza z Madaury przyszła kolej na eurypidesową „Elektrę”, której premiera miała miejsce w ubiegłym roku.
Pojechaliśmy więc zobaczyć to przedstawienie w miejscu jego narodzin i w jego niejako naturalnej przestrzeni. I naładować się energią, która jak zwykle bije z gardzienickiej sceny. I spotkać się z prawdziwymi cudami, które dzieją się wśród aktorów tego teatru, a od nich przeskakują na widzów – tych przynajmniej, którzy są skłonni poddać się atmosferze Wydarzeń. Bo oczywiście czerpanie żywej przyjemności z oglądania spektakli Gardzienic nie jest obowiązkowe 🙂
W każdym razie my, plus kilkoro zaprzyjaźnionych uczestników naszej wyprawy, byliśmy pod wrażeniem. Niektórych nawet wgniotło w ziemię. Nastrój współkreowała też pogoda – sypiący od kilku dni śnieg, kilkustopniowy mróz, zaspy, białe niebo zlewające się w jedno z polami – białymi, potem coraz to szarzejącymi, aż po czerń… Było pięknie i niesamowicie.
Czasem warto ruszyć w drogę.
Byliśmy też w Gardzienicach z jeszcze jednego ważnego powodu, ale o tym „doniesiemy” w jednym z następnych njusów.

 

Dodaj do:
  • Facebook
  • Google Bookmarks
  • RSS
  • Twitter
  • Wykop
  • Print

Reply